Blogi z podróży 28. 11. 2016

Podsumowanie wyprawy na szczyt najwyższej góry Ameryki Północnej – Denali 6 194 m npm.

Podsumowanie wyprawy na szczyt najwyższej góry Ameryki Północnej – Denali 6 194 m npm.

Wylecieliśmy z Polski 31 maja. 1 czerwca byliśmy już w Talkeetnie.  Szczepan z Sylwią zakupili dla siebie (z pomocą Sama) 54 sztuki podwójnych paczek jedzenia wysokogórskiego tzw. Liofilizatorów. Sam był przerażony ilością ale my braliśmy zapas czasowy na złe warunki pogodowe. Na szczęście, jak się później okazało nie musieliśmy korzystać z tygodniowej rezerwy na złą pogodę i udało się optymalnie wejść na szczyt. Zostało nam z 14 paczek jedzenia oraz 3  wyprawowe butle gazowe z 8 zabieranych w górę.

W ramach przygotowań wykonaliśmy „przepak” i ważenie sprzętu. Ciężary naszego wyposażenia akcji górskiej: Szczepan  i Sam w okolicach 55-60 kg; Sylwia ok 40 kg.

 

Wylot na lodowiec:

Po 2 dniach oczekiwania na pogodę w Talkeetnie, w końcu wylecieliśmy. Nie zastanawiamy się długo tylko 30 min po wylądowaniu (zrobiliśmy depozyt w śniegu tj. zakopaliśmy część jedzenia i gazu) - zaczynamy marsz 10 km do Camp 1. (2400 m.npm.) Przylot odbył się 22.00 czasu miejscowego wiec szliśmy przez "noc". Jest wtedy względnie jasno ale zimno, co było w sumie korzystne bo akurat ten odcinek jest najbardziej narażony na szczeliny z powodu topniejącego w ciągu dnia śniegu. W nocy zimniej tzn. podłoże jest stabilne.

W kolejnym dniu kontynuujemy marsz do Camp 2. Pogoda nie jest najlepsza - niebo zachmurzone i zamglone. Po dotarciu do Campu 2 odpoczywamy. Planowaliśmy na kolejny dzień wejść do Camp 3 ale musieliśmy zostać dłużej w Camp 2 ponieważ pogoda diametralnie się popsuła. Zaczął sypać śnieg. Przez jeden dzień napadało prawie metr śniegu. Przysypało nas częściowo ale w końcu się wypogodziło i czas ruszyć do trójki na 3400 m.n.p.m. (Camp 3).

Etap z Campu 3 do Campu 4 był siłowo najtrudniejszy ponieważ to ostatni odcinek z saniami oraz suma przewyższenia do przejścia była najwyższa tj. 1000 metrów w pionie (dotychczas szliśmy w poszczególnych odcinkach maksymalnie po 500 m. w pionie). Sanie na stromych stokach (45stopni) stwarzały problemy. Podział ekwipunku każdego z nas: 50% sanie – 50% plecak.

W końcu dotarliśmy do obozu IV na wysokości 4300 mnpm. Tutaj zgodnie z planem chcieliśmy zostać przynajmniej 2-3 noce - to ważne dla prawidłowej aklimatyzacji. Ostatecznie po 3 nocach wyszliśmy do Campu 5. W międzyczasie wykonując wyjście aklimatyzacyjne na 5000 m.npm. i z powrotem na 4300 mnpm.

Od Campu 4 zaczynają się niesamowite widoki. Góry alaskańskie są jednymi z najpiękniejszych na świecie. Jesteśmy na tyle wysoko ze upajamy się widokami, co dostarcza nam dodatkowych sił.

Docieramy na stałe do Campu 5. Cieszymy się bo kosztowało nas to spory wysiłek. Na wysokości ponad 5000 m.npm. ilość tlenu w powietrzu jest już 45% mniejsza od tej nad poziomem morza. Rozstawiamy namiot i dzwonimy do kraju po prognozy pogody. Wstępnie planowaliśmy iść od razu na atak szczytowy ale stwierdziliśmy ze chcemy odpocząć i podciągnąć aklimatyzację - lepsza aklimatyzacja - większe szanse ze ataku szczytowy będzie skuteczny. Pogoda w kolejnych 2 dniach ma być umiarkowanie dobra.


 

Począwszy od wysokości ponad 4300 m.npm., w nocy, w namiocie jest już bardzo zimno - szacujemy ze ok -10 (z naszych obserwacji najzimniej jest o 4 rano). Spaliśmy w specjalnych śpiworach wyprawowych ale w środku dodatkowo w kilku warstwach ubrań, w tym w odzieży puchowej. Obowiązkowo w czapkach i kapuzach. W ciągu dnia (jeśli było słonecznie) temperatura w namiocie wynosiła od 0 do 5 stopni, czyli dość komfortowo. Do zimna można się przyzwyczaić ale trzeba pamiętać ze to kosztuje kalorie i trzeba po prostu jeść! Nie jesz wychładzasz się od razu.

Obok jedzenia podstawą aklimatyzacji jest picie płynów. Zasada jest prosta: pijesz 3-4 litry dziennie/osoba = masz szanse aklimatyzować się do wysokości. Pijesz za mało - masz spore szanse pochorować się na chorobę wysokościową. Wody pod postacią śniegu  było pod dostatkiem – wręcz klęska urodzaju ;). Śnieg należy stopić. Codziennie topiliśmy 2-3 duże reklamówki. Jedna reklamówka śniegu to ok 3 litry wody.

 

Przygotowani do ataku szczytowego.

Przed każdym dniem wyprawowym (w którym wychodzimy wyżej) jest sporo spraw które trzeba przygotować. Przygotowanie "wyjścia" trwa od 2-3 godzin. Większość czasu zabiera topieniem śniegu - my (Sylwia i Szczepan) zabieraliśmy w gorę łącznie: 2 termosy po 1 litr + wodę przy uprzęży 1 litr. Sam miał 2 małe 0,5 litrowe termosy.  Zasada: atakujesz szczyt - musisz pić i jeść często (najlepiej co godzinę, dwie; bez znaczenia ze w chłodzie trudno lub „nie chce się” sięgać do plecaka) - organizm musi otrzymywać systematycznie kalorie i wodę bo zużywa je bardzo szybko. To podstawa diety wysokogórskiej, zarówno w namiocie jak i podczas akcji górskiej.

Atak szczytowy:

Zaczynamy o 12.00 w południe. Przez pierwsze 6-8 godzin idziemy w dobrych warunkach pogodowych. Oczywiście jest chłodno ale ubrani w odzież puchową czujemy się komfortowo. Około 20.00, kiedy słońce jest już niżej, temperatura zaczyna spadać i pojawia się wiatr. Wtedy jeszcze idziemy z okularami ale zaraz zaczną zamarzać (mimo smarowania) wiec trzeba będzie je ściągnąć. To niesamowite ale oczy są bardzo odporne na mróz (nie szczypią, nie łzawią, nie bolą). Oczy nie są z kolei odporne na światło i słońce (wprost lub to odbijane od śniegu) ale na nasze szczęście jest już wieczór i promienie słoneczne są słabe.  Słonce zachodziło ale oczywiście nie zaszło całkowicie bo na Denali o tej porze roku nie ma nocy. Dopiero ok 23.00 znaleźliśmy się w cieniu. Docieramy już do ostatniego odcinka - jesteśmy w końcu na grani szczytowej.
W głębi widzicie wiatr - niesamowite figury i formy! Ja osobiście byłem oczarowany tym co widziałem...choć oczywiście instynkty ostrzegawcze się dość mocno włączały. Na szczęście wiatr nie był na tyle mocny aby chwiać naszymi ciałami. Był natomiast bardzo zimny – temperatura odczuwalna około -40 stopni.

Szczyt

Weszliśmy na szczyt w 11 dniu akcji górskiej tj. 13 czerwca o godzinie 23.30. Akcja szczytowa trwała ponad 15 godzin (11,5 godziny wejście oraz 4h zejście).

Najwyższy punkt na kontynencie Ameryki Północnej zdobyty! – Denali 6194 m.n.p.m.

Weszliśmy na szczyt w komplecie tj. Sylwia Bajek, Szczepan Brzeski oraz Samuel Short.

Denali nie poddało się łatwo.. Ostatnie 2-3 godziny walczyliśmy z zimnem i wiatrem. Wiatr na końcowej przepaścistej grani na blisko 6180 metrów był na tyle mocny ze śnieg tańczył przed nami różne pionowe i poziome figury i na tyle słaby ze nas nie przewracał… dlatego kontynuowaliśmy.

Wg informacji z kraju (na podstawie prognoz pogody) wiatr wiał ok 30-40km/h a temperatura wynosiła ok -30 C. Temperatura odczuwalna: - 40stopni C.

Cieszy się z sukcesu bardzo krótko. Z trudem robimy kilka zdjęć i zaczynamy schodzić do namiotu w Camp 5. Po ponad 4 godzinach docieramy do namiotu.

W kolejnych 2 dniach kontynuujemy zejście do kolejnych obozów. Przed nami bisko 30 km które pokonujemy w 2 dni. Po dotarciu do Talkeetny idziemy dobrze zjeść i napić się piwa.Odczuwalna temperatura około -40, dużo zimniej niż na Vinsonie na Antarktydzie.

Wracamy lekko sponiewierani ale szczęśliwi :))
O tym jak piękna to góra napiszemy w kolejnym poście!

Gratulacje dla Sylwia za walkę oraz dla Sam Samuel Short za Skompletowanie Korony Ziemi!

Dziękujemy Wszystkim za trzymanie kciuków!

Sylwia i Szczepan

--

Po obowiązkowym „odmeldowaniu” się u strażników Parku widzimy ze efektywność wejścia na Denali w sezonie 2016 wynosi 55%. Cieszymy się bo nam wszystkim udało się wejść na tą trudną i niezwykle piękna górę.

 

Bardzo proszę wspomnieć o sponsorach wyprawy Szczepana

Sponsorami wyprawy Szczepana na Denali były firmy: Igloo, Miloo-Elecronics sp. z o.o., TES Technika Emalia Szkło, Pasaż sp. z .o.o. oraz Art of Finance Doradztwo Biznesowe.

Głównymi sponsorami były firmy: Igloo oraz Miloo.

Masz pytania?
Chcesz bezpłatnie przetestować nasze rozwiązania?

Zostaw nam swoje dane kontaktowe, skontaktujemy się z Tobą.